środa, 18 marca 2009

pierwsze ciasteczka od grudnia!

Postanowiłam dziś wypróbować koncepcje mojej babci na to, jak poradzić sobie z ciasteczkowym głodem podczas mojej diety (o jej szczegółowym przepiegu przeczytacie tu: http://www.aktivist.pl/miejsce/localId,13923,cafe-restauracja-przystanek-muranow-miejsce.html w drugiej części recencji).

Prezentuję ciasteczka bezglutenowe z jabłkami.


Do kleiku ryżowego dla niemowląt dodałam jajko ze wsi (od Marty), troche brązowego cukru (białego zapomniałam kupić, ale może to i lepiej), pokrojone lekko podsuszone jabłka (dostałam wielką torbe od mamy). Wymieszałam składniki i zrobiłam dużo kulek, a potem wstawiłam do piecyka na nieokreśloną temperaturę (ale na pewno zbyt wysoką) na 15 minut. Dla mnie bomba. Pierwsza partia poszła bez jabłek- też dobre. Jak ktoś nie może jajek to można dać troche dżemu morelowego na przykład i się poskleja też (ja nie mogę jeść dżemu:).

Pare wskazówek: jak się nie klei- dodać wody; jak można (ja nie mogę)- dodać kaszki mannej i marmolady na wierzch.

Niedługo żegnam sie z mieszkaniem na Złotej, w związku z tym pożegnalne zdjęcie z widokami zza okna.
P.S. Podczat pisania tej notki zjadła SIĘ połowa ciasteczek. Nie wiem jak... W sumie to i dobrze, że moje współlokatorki uważają słowo "bezglutenowy" za synonim "obrzydliwy".