sobota, 27 grudnia 2008

zaskakująca zmiana frontu

W ostatnim poście dotyczącym nietolerancji (sic!) nie napisałam o dwóch aspektach leczniczej diety, które okazały się najbardziej zaskakujące:

1. Na diecie ziemniaczano-ryżowej, gdzie miłym urozmaiceniem i nagrodą czasem są fryteczki, można schudnąć. Domyślam się, że może to być moja osobnicza reakcja, nie mniej przyjemna!

2. W związku ze słabym czuciem się na samych węglowodanach i nie możliwością włączenia do diety produktów mlecznych zostałam zmuszona (sam mój ogranizm to na mnie wymusił) do włączenia do diety mięsa. Wszyscy są zaskoczeni, bo do jego koneserek ani amatorek nigdy nie należałam. Robią miny i zdjęcia moich min:


I poza twarzowego wyrażania emocji

Są też tacy co dziwią się zwykłym ziemniakom...

Są na szczęście też tacy którzy nie dziwią się niczemu i potrafią z radością obwieścić gotowość do spożycia mojego słoiczka HIPP pt "Risotto z indykiem i marchewką!". Dzięki Ci FRAZO!
Link a'propos: http://www.aktivist.pl/miejsce/localId,13674,fraza-miejsce.html

piątek, 26 grudnia 2008

rozwiązanie

Nie jest jak spodziewali się niektórzy. Rozwiązanie to nie rozwiązanie ciąży. Na razie zagadki.

Otóż od 10 grudnia jestem na diecie, która nie miała sprawić, że schudnę. Jej założeniem jest zniesienie alergii, która okazała się nie alergią w rozumieniu reakcji immunologicznej, a nietolerancji pokarmowej. W uproszczeniu: nie mam pewnych enzymów, które przetrawią mi jedzenie (i picie), dlatego, jak niektórzy mieli okazję (bo raczej nie była to przyjemność) obserwować, pojawiają się na mojej skórze objawy nietolerancji w postaci różnobarwnych i różnokształtnych plam kwiecistych.

Lekarz, który postanowił skończyć z moim cierpieniem, zalecił dość restrykcyjną dietę złożoną z: ryżu, ziemniaków, marchwi i indyka (wszystko w wersji uduszonej). Całe szczęście w przypadku widocznej poprawy mogłam wprowadzić do diety: osełkowe pełne masło, kaszę gryczaną i jęczmienna, dynię, buraczki, cielęcinę, słodkowodne ryby, gorzką, bez mleczną czekoladę. Próbowałam też jogurtu naturalnego, jednak efekt był nieprzyjemny i zaskakujący. Przyjemność ta zakończyła się w toalecie. Także jogurt odpadł. Brakuje mi świeżych warzyw, owoców, kawy...

Zaskakującym okazał się fakt, że chudnę i jestem coraz bliższa 36! Mam nawet świadka na to, że wszystkie sukienki, które brałam pod uwagę na bal były w rozmiarze 36.

Oby tak dalej, oby do sałatki.

A żeby sprostać wymaganiom stawianym przez wstawianie mojego bloga w kategorii: kulinarne, oto najzabawniejsze spagetti mojego życia:

Potrzebne:
makaron ryżowy, trochę wrzątku
słoiczek dyni z indykiem HIPP
pieprz

smacznego!






wtorek, 9 grudnia 2008

niedziela, 7 grudnia 2008

zagadka nr 2

Co zmieniło się w moim życiu?