Jako kara za nie trzymanie się diety spadły na mnie plagi egipskie. Rano stęskniona za izraelską kuchnią przygotowałam sobie pyszną i piękną szakszukę (już prawie mam przepis idealny!). Pod koniec jedzenia w moich ulubionych okolicznościach (łózko, gazeta, komputer) w szakszuce znalazłam uduszoną biedronkę dwukropkę. Niestety nie mam jej uwiecznionej, ponieważ gdy tylko ją zobaczyłam odezwał się we mnie atawistyczny lęk przed trucizną. Więc czym prędzej ją usunęłam (wraz z resztą szakszuki) i poczęłam sprawdzać co mówi o biedronkach toksykologia. cytuję mniej lub bardziej godną zaufania Wikipedię (tylko co smaczniejsze kawałki): "Zaniepokojone larwy lub dorosłe chrząszcze wydalają poprzez stawy nóg hemolimfę o żółtym zabarwieniu, która ma trujące właściwości". Po kliknięciu na wspomnianą hemolimfę przeczytałam coś jeszcze straszniejszego: "Hemolimfa - płyn ustrojowy bezkręgowców posiadających otwarty układ krwionośny: wstężnice, stawonogi (owady, skorupiaki), żachwy, mięczaki. W jej skład wchodzą komórki pełzakowate, które mają zdolność fagocytozy, w jej osoczu może być rozpuszczony barwnik oddechowy: hemocyjanina, chlorokruoryna lub hemoerytryna." Tak więc niewiele się dowiedziawszy odetchnęłam z myślą, że może za duża jestem żeby mnie taka dwukropka powaliła. Poniżej zdjęcie z momentu, kiedy jeszcze nie byłam świadoma zawartości mojego talerza:
Późnym popołudniem postanowiłam znów uraczyć siebie i bliskich czymś z regionu bliskowschodniego. Z prostych, a szlachetnych składników przygotowałam pierwszy w moim życiu samodzielny falafel. niewinnie wyglądający ingrediencje na patelni zrobiły niezły szum, a za chwilę taki dym, że zrobiło się ciemno.
Późnym popołudniem postanowiłam znów uraczyć siebie i bliskich czymś z regionu bliskowschodniego. Z prostych, a szlachetnych składników przygotowałam pierwszy w moim życiu samodzielny falafel. niewinnie wyglądający ingrediencje na patelni zrobiły niezły szum, a za chwilę taki dym, że zrobiło się ciemno.
Chyba jakaś zła żyła wodna pełznie pod moją kuchnią ostatnio. Sądzę, że nie bez znaczenia w historii kuchennych wpadek będzie moja zbliżająca sie wyprawa do "stolicy najlepszej kuchni- Londynu". Bon apetit! Nie duście biedronek! Cieszę się, że mimo całego dymu moje cenne znajomości nie poszły z dymem:) (pozdrawiam piątkowych Państwa Młodych, moją kochaną Współlokatorkę i najlepszą Siostrę jaką mam!)