środa, 13 sierpnia 2008

udusiłam biedronkę i zrobiłam niezła zadymę

Jako kara za nie trzymanie się diety spadły na mnie plagi egipskie. Rano stęskniona za izraelską kuchnią przygotowałam sobie pyszną i piękną szakszukę (już prawie mam przepis idealny!). Pod koniec jedzenia w moich ulubionych okolicznościach (łózko, gazeta, komputer) w szakszuce znalazłam uduszoną biedronkę dwukropkę. Niestety nie mam jej uwiecznionej, ponieważ gdy tylko ją zobaczyłam odezwał się we mnie atawistyczny lęk przed trucizną. Więc czym prędzej ją usunęłam (wraz z resztą szakszuki) i poczęłam sprawdzać co mówi o biedronkach toksykologia. cytuję mniej lub bardziej godną zaufania Wikipedię (tylko co smaczniejsze kawałki): "Zaniepokojone larwy lub dorosłe chrząszcze wydalają poprzez stawy nóg hemolimfę o żółtym zabarwieniu, która ma trujące właściwości". Po kliknięciu na wspomnianą hemolimfę przeczytałam coś jeszcze straszniejszego: "Hemolimfa - płyn ustrojowy bezkręgowców posiadających otwarty układ krwionośny: wstężnice, stawonogi (owady, skorupiaki), żachwy, mięczaki. W jej skład wchodzą komórki pełzakowate, które mają zdolność fagocytozy, w jej osoczu może być rozpuszczony barwnik oddechowy: hemocyjanina, chlorokruoryna lub hemoerytryna." Tak więc niewiele się dowiedziawszy odetchnęłam z myślą, że może za duża jestem żeby mnie taka dwukropka powaliła. Poniżej zdjęcie z momentu, kiedy jeszcze nie byłam świadoma zawartości mojego talerza:




Późnym popołudniem postanowiłam znów uraczyć siebie i bliskich czymś z regionu bliskowschodniego. Z prostych, a szlachetnych składników przygotowałam pierwszy w moim życiu samodzielny falafel. niewinnie wyglądający ingrediencje na patelni zrobiły niezły szum, a za chwilę taki dym, że zrobiło się ciemno.


Chyba jakaś zła żyła wodna pełznie pod moją kuchnią ostatnio. Sądzę, że nie bez znaczenia w historii kuchennych wpadek będzie moja zbliżająca sie wyprawa do "stolicy najlepszej kuchni- Londynu". Bon apetit! Nie duście biedronek! Cieszę się, że mimo całego dymu moje cenne znajomości nie poszły z dymem:) (pozdrawiam piątkowych Państwa Młodych, moją kochaną Współlokatorkę i najlepszą Siostrę jaką mam!)

6 komentarzy:

Anonimowy pisze...

biedronka nie jest trująca. ale nie jest też koszerna. :-)

aniusza pisze...

to prawda... skąd ona się wzięła w moim jedzeniu?!

Anonimowy pisze...

ania wczoraj zrobilismy falafel z przepisy wrednej gesslerowej no i tak, rozwalil sie kompletnie michal nalegal aby dodac skrobi, po dodaniu skrobi wychodzil lecz gumiasty, a w kulimacyjnym momencie tluszcz z gara prsnal mi w twarz wiec jestem w kropki cala i burchle gorejace

Anonimowy pisze...

to ja napisalam bakula anna

aniusza pisze...

z moim falaflem bylo tak: pierwsza porcja, którą zaczełam smażyć (duża była) kompletnie się porozpadała na tłuszczu. resztę podsypałam bułką tartą i jeszcze raz polepilam. no i te drugie wyszly ok. ale tak jak Ci pisalam musza być ścisłe, no... szkoda, że ucierpiałaś. ja też sie oparzyłam jak pierwszy raz robiłam, ale to dlatego , że dotknęłam patelni:)

aniusza pisze...

ale najbardziej piękne było to, że moi goście zjedli wszsytko i aż im się uszy trzęsły. Jak było z Twoimi? Bo słyszałam, że to gościnny falafel był. Jeśli zaś chodzi o poparzenia, to moja siostra ostatnio poparzyła sobie gorącym ryżem nos od środka