wtorek, 21 kwietnia 2009

Sajgonki ruskie

Wciąż bez glutenu, choć na rozszerzonej diecie (mam nadzieję, że moja osoba się jednak od tego nie rozszerzy).

Kilka dni temu księża zastanawiali się, czy mogą dopuścić do użytku (to chyba jednak nie najlepsze słowo) bezglutenowe komunikanty (dla nie wtajemniczonych: takie małe, okrągłe opłatki, które się przyjmuję podczas katolickiej mszy). Księża ustalili, że się zgadzają; ku wielkiej uciesze wierzących chorych na celiakię oczywiście.

Mnie ta wiadomość nie poruszyła zbytnio. Zajęta byłam w tym czasie próbami zrobienia bezglutenowych pierogów ruskich. Takie prawidłowe mączne robiłam raz w życiu. Wałkowanie ciasta wyczerpało mnie zupełnie. Postanowiłam, że kolejne domowe pierogi będą dopiero wtedy, kiedy będę miała pod ręką oswojonego, domowego wałkarza, co się jeszcze nie zdarzyło. Jednak ochota na pierogi okazała się bardzo silna, także równolegle z episkopatem zastanawiałam się co zrobić. I jego i moje starania zakończyły się sukcesem! Wierni z celiakią mogą przyjmować komunię bezglutenową, a ja jeść "pierogi ruskie".

Nie będę dłużej rozwodzić się nad komunikantami, skupię się teraz na pierogach.

Żadne zmiany w składzie farszu nie były konieczne: ugotowane ziemniaki, zrumieniona cebulka, biały ser, dużo pieprzu. Uwagi potrzebowała "otoczka". Najpierw myślałam żeby zrobić ciasto z mąki żytniej, ale po ostatniej próbie wprowadzenia jej do diety nie czułam się najlepiej, dlatego poszukiwania trwały dalej. Pomyślałam też o mące ziemniaczanej i ryżowej, ale wyszłaby z tego kolejno klucha lub kamyk. Idąc tropem tego ostatniego zgłębiłam się w ofertę półproduktów ryżowych i doznałam olśnienia: papier ryżowy!

Byłam coraz bliżej pierogów (choć może już sajgonek!). Pierwsza wątpliwość: parować, czy smażyć, błyskawicznie się rozwiązała. Skoro ruskie to oczywiście, że smażyć. Jako, że nie lubię tej czynności i rzadko ją wykonuję, to pierwsze próby nie przyniosły mi żadnej satysfakcji. Kolejne jednak oprócz paru poparzeń na dekolcie (przez nieuwagę chlapnęłam tłuszczem) poskutkowały pysznymi, tłustymi i jakże oryginalnymi sajgonkami ruskimi! Smażyć należy szybko, ostrożnie, w bardzo rozgrzanym, głębokim oleju. Można też spróbować parować (może kiedyś sprawdzę z jakimś innym nadzieniem) lub jeść na "surowo" (też pycha!). Jako, że kupiłam dość sporą paczkę papieru ryżowego (co do nazwy: przejęty moją dietą znajomy pyta: "a ty możesz jeść ryż? A papier?") będę eksperymentować z różnymi farszami. Może nawet uda mi się w końcu zrobić lasagne bezglutenowa... Kto wie?



2 komentarze:

Joanna B. pisze...

ja raz w życiu (jakieś 2 tyg. temu) zrobiłam pierogi. robot zmielił mięso, ale za ciasto postanowiłam wziąć się sama. wałkowanie nie jest zajęciem dla wałkoni i jeśli już znajdziesz wałkarza, to pożyczę go w trybie pilnym. umordowałam się i choć efekt smakowo był świetny, to ciasto mnie po prostu wykończyło, niestety nie było idealne i pierogi się rozwalały. powtórka za dłuuugi czas ;)

Anonimowy pisze...

widac ze czytanie recenzji kulinarnych w poczytnych miesiecznikach dobrze zrobilo talentowi pisarskiemu mlodej blogerki. przesmieszny i b. fajny wpis