czwartek, 17 grudnia 2009

Gessler zupa nie taka świetna



Zajętośc nie mija. Ostatnio rzeczą, jaką ugotowałam była zupa pomidorowa z Marksa i Spencera (właściwie tylko wylałam z puszki i podgrzałam). Więc ląduje tu kolejna historia z szuflady.

Gotując rzadko korzystam z przepisów kulinarnych. A nawet jeśli, to najczęściej bardzo frywolnie. Traktując przepisy jako bazę do swoich "wariacji na temat..." Jednak jak już wspominałam, kupiłam sobie piękną książkę kucharską Marty Gessler "Kolory smaków". Fantastycznie wydana, z przepięknymi zdjęciami, prostymi przepisami... Postanowiłam zrobić białą zupę.

Jak widać- wyszła żółta, bo potraktowałam przepis bardzo swobodnie. Mimo, że smakowało dobrze, postanowiłam spróbować jeszcze raz, tym razem trzymając się przepisu. Wyszło ładnie, ale niezbyt smacznie. Nie sądzę, żeby jakieś poza przepisowe zmienne miały tu coś do czynienia, bo trzymałam się przepisu ściśle i do końca. Widać to co ładne nie musi być smaczne (i odwrotnie!).

Są jednak rzeczy ładne i smaczne. Najlepszymi z nich są mandarynki. Zaczęła się zima, więc sezon na te świetne owoce. To jedyny aspekt zimy, jaki lubię. Czemu najlepsze mandarynki są właśnie latem? Czy to nie przypadkiem efekt tła?

P.S. Moja siostra właśnie odkryła, że kasza nie jest osobnym, jak to określiła "warzywem", tylko produktem obróbki różnych zbóż. To odkrycie wywołało u niej podobne zdumienie jak moje niegdysiejsze zauważenie, że świetliki naprawdę istnieją, a nie są baśniowymi stworzeniami. Długo nie mogłam sobie z tym poradzić, mam nadzieję, że siostrzyczce nie przyjdzie zaakceptowanie faktu pochodzenia kaszy z podobnym do mojego trudem.

Brak komentarzy: