Historia zaczyna się w Monte Negro tuż przy Mokotowskiej, gdzie umówiłam się dziś na piwo, a przy okazji zjadłam najlepszą w moim życiu fasolę duszoną z papryką i pomidorami! Rozgrzana poszłam jeszcze na herbatę do innego miejsca, a potem na autobus, na który jak zwykle musiałam biec. Autobus się za mój wysiłek odwdzięczył, bo szybko zawiózł mnie w swoim ciepłym wnętrzu do domu, miał tapicerkę w Kolumny Zygmunta (kto by odmówił żeby sobie usiąść na Kolumnie Zygmunta?), i mówił na dodatek za ile minut będę na danym przystanku. Bomba! Taka szczęśliwa, że po długim dniu wreszcie się położę w ciepłym łóżku, szłam do domu. Tam okazało się, że zamarzł domofon. Próbowałam wszystkiego. Dmuchałam, chuchałam, dzwoniłam do sąsiadów. Bez skutku. Aż nagle, nie wiadomo kto otworzył mi drzwi domofonem! Chciałabym bardzo podziękować sąsiadowi, który to zrobił widząc mnie stojącą na mrozie!
Jej/Jemu dedykuje makaron ryżowy z zielonym curry. Jak kiedyś będzie miała/miał ochotę niech wpada na obiad!
Dla innych podaje przepis.
Potrzebne:
Paczka makaronu ryżowego (wstążki) i gorąca woda do jego przygotowania
Paczka mrożonego szpinaku w liściach
duża cebula pokrojona w kosteczkę
ząbek czosnku
dwie łyżeczki pasty zielone curry z M&S
pół puszki mleka kokosowego
sos sojowy ciemny (jakieś dwie łyżki)
oliwa (jakieś 4 łyżki)
uprażone na suchej patelni pestki słonecznika
Rozmrażam szpinak, na drugiej patelni podsmażam cebulkę, dodaje ją do szpinaku i zalewam mlekiem kokosowym. Chwilę duszę, dodaję czosnek i pastę curry. Jeszcze chwilę duszę. do dużej miski wsypuje przygotowany makaron (tnę go jeszcze nożyczkami- wygodniej się je) i daję oliwę i sos sojowy, dodaje wszystko z patelni i mieszam. Na talerzu posypuję słonecznikiem. Pycha też na zimno!